Mam wobec tej książki mieszane uczucia. Z jednej strony nie można autorowi odmówić dokładności w opisywaniu faktów i osób biorących w nich udziału. Z drugiej na tomiast właśnie z tego powodu książka staje się bardzo mało wciągająca, bo nie jest jedna spójną opowieścią a zlepkiem oddzielnych historii o tej samej lub podobnej tematyce. Nie zmienia to jednak faktu, że dzięki nij możemy się dowiedzieć o kolejnych nieznanych szeroko jednostkach działających podczas i po wojnie.
Raczej 6.5. Do 7 trochę zabrakło.
Książka ciekawa, ale dość nierówna. Jest kilka naprawdę dobrych tekstów na 8, lecz pojawiają sie równieź średniaki w granicach 5/6. Jednak jako całokształt wciąż dobra.
Lubię czytać biografię interesujących ludzi. Z reguły są to sportowcy, choć nie tylko. Tym razem padło na jednego z najlepszych (obecnie chyba najlepszego) i najbardziej utalentowanych zawodników w historii tej dyscypliny Ronniego O'Sullivana. Pięciokrotnego zdobywcę tytułu mistrza świata. Pięciokrotnego zwycięzcę UK Championship. Sześciokrotnego zwycięzcę turnieju Masters (ostatni w tym roku :D). Rekordzistę prędkości wbicia brejka maksymalnego oraz lidera w rankingu wbitych brejków 100 punktowych (bądź wyższych). Wiem, że większości z was te dokonania (a to jedynie wycinek z CV Ronniego, bo teraz gra akurat o kolejny finał Welsh Open;)) niewiele mówią, ale uwierzcie mi na słowo, jest co podziwiać. I choć nie jestem jakimś psychofanem snookera (kiedyś oglądałem go z dużo większą częstotliwością niż teraz, więc mniej więcej kumam o co chodzi) i nigdy w niego nie grałem, to jednak wiem, że Ronnie O'Sullivan jest dla tej gry kimś takim jak Bolt w świecie sprinterów. Choć w sumie Usain jest zbyt grzeczny w porównaniu do O'Sullivana. Mam tutaj raczej na myśli show jakie robi pojawiając się przy stole. A często także poza nim.
Ronnie sporo w życiu przeszedł i wiele wycierpiał. Depresja. Uzależnienie od narkotyków i alkoholu. A nawet brak ojca, który trafił do więzienia za zabicie człowieka na długie osiemnaście lat. Z tymi wszystkimi faktami, i nie tylko, O'Sullivan bezpardonowo i w swoim stylu rozprawia się na kartach tej szczerej i odważnej autobiografii. Biografii sportowca spełnionego, choć wciąż aktywnego. Kogoś, kto jest wymieniany jednym tchem z największymi zawodnikami swojej dyscypliny. Człowieka, który bez ogródek pisze prawdę o swoich przeciwnikach obnażając ich słabości lub doceniając talent i styl.
Książka jednak zatytułowana została Running nie bez przyczyny. Wszak bieganie było tym co pozwoliło Ronniemu pokonać demony uzależnienia, utrzymać kondycję fizyczną i zrelaksować się po trudach turniejów lub uciec od przytłaczającej codzienności. Bieganie stało się nowym, zdrowym nałogiem, który pozwala The Rocket (jeden z pseudonimów O'Sullivana) funkcjonować.
Polecam tę książkę wszystkim, którzy mają dość "grzecznych" wywodów sportowców, którzy starają się być albo mentorami (nieszczęsny Del Piero i jego nudna książka), albo takich, dla których nic nie wydaje się na tyle ważne, żeby żeby okrasić to choćby odrobiną emocji (patrz książka Besta Najlepszy).
Tak źle napisanej autobiografii (choć nie wiem do końca, czy w przypadku tej książki można użyć takiego określenia) nie widziałem do tej pory nigdy. Tak nie można pisać książek o sobie jeśli jest się jednym z najbardziej znanych piłkarzy na świecie. To policzek dla fanów i ludzi, którzy chcieliby się dowiedzieć czegoś naprawdę interesującego o swoim idolu. Ostatnio pisałem, że książka Besta Najlepszy jest jedną z najnudniejszych autobiografii sportowca jakie czytałem. To chyba pozostaje wciąż aktualne, ponieważ Gramy dalej Del Piero nie mogę potraktować jako tekstu wpisującego się w ten gatunek. Jest ona wszak połączeniem luźnych wspomnień z rodzajem jakiegoś absurdalnego podręcznika "jak żyć" w wykonaniu piłkarskiego autorytetu. Nie zrozumcie mnie źle. Ja zawsze uwielbiałem Del Piero na boisku. Podobała mi się jego gra, technika, uwielbiałem klub, w którym grał i barwy narodowe, które reprezentował. Jednak ta książka. Jest. O. Niczym! Jeśli chcecie się dowiedzieć czegokolwiek o karierze zawodowej lub życiu prywatnym piłkarza, to radzę sięgną sięgnąć po stare gazety, bo tutaj nie ma żadnych istotnych informacji.
Na przestrzeni całej książki za dużo jest niepotrzebnych wynurzeń w stylu co to uczciwość, zaufanie, przyjaźń, duch walki etc. To psuje klimat biografii sportowca i zamienia ją w jakiś zbiór mądrości w stylu:
"Piękno w sporcie to również umiejętność patrzenia w przód, dostrzegania wdzięku, który jeszcze nawet nie istnieje, i dążenia do tego, by nadać mu kształt. To za każdym razem coś konkretnego, przynoszącego efekt. Jeśli bowiem nawet mówimy o odmianach piękna i różnych sposobach ich postrzegania, to i tak jednocześnie istnieje piękno niepodważalne."
W samym zakończeniu książki piłkarz chyba nieświadomie zdradza kogo ta książka może zainteresować i dla kogo tak naprawdę została napisana:
"Napisałem to wypracowanie dla nich, dla tych, którym na mnie zależy, ale przede wszystkim dla samego siebie. By poznać właściwy kierunek i sens całej podróży."
Trochę szkoda. I na zakończenie ostatnia z wad, choć wcale nie najmniejsza. Książka ma niesamowicie małą objętość. Mnie (a czytam dość powoli) jej lektura zajęła około 3 godzin od deski do deski. Brak w niej też jakichkolwiek zdjęci. No po prostu nic. Zero. Osobiście, szczerze odradzam.
Genialna, obszerna i wielokontekstowa analiza przyczyn powstania, a także późniejszej popularności całego uniwersum stworzonego przez George'a Lucasa.
Autor przybliża nam postać Lucasa starając się wyjaśnić jak doszło do tego, że stworzył on jeden z najbardziej kultowych (jeśli nie najbardziej) elementów popkultury.
Dowiemy się w jakich bólach i trudach rodził się pierwszy szkic pierwszego filmu, i jakie trudności napotykał reżyser podczas kręcenia kolejnych części. Dowiemy się również dlaczego trzeba było tyle lat czekać na kolejne trzy epizody i czemu są tak różne od części IV, V i VI. Dowiemy się sporo o całej franczyzie Star Warsów. O ludziach wiązanych z jej tworzeniem a także z jej wielbieniem. Poznamy psychofanów i maniaków a także osoby, które związały się z tym wyimaginowanym uniwersum z czystej, dziecięcej fascynacji i trwają w niej przez dziesiątki lat.
Książkę tę polecam każdemu kto lubi Gwiezdne Wojny i chce lepiej zrozumieć dlaczego są właśnie takie, a nie inne.
Kiedy sięgałem po tę książkę spodziewałem się nie lada petardy. Widziałem bowiem już kiedyś film bazujący na historii życia Besta i był on naprawdę ciekawy. Jednak to co dostajemy w tej spisanej trzy lata przed śmiercią autobiografii przechodzi wszelkie pojęcie. Książka jest pisana w sposób nonszalancki, jakby od niechcenia. Best nad każdym wydarzeniem, choćby nie wiem jak ważny, przelatuje bardzo pobieżnie, praktycznie bez żadnych emocji pędząc już do następnego. W pewnym momencie lektury gdzieś mi umknęło około 13 lat życia tego najsłynniejszego zawodnika Manchesteru United, kiedy na jednej stronie miał lat trzydzieści kilka a na kolejnej był już dobrze po czterdziestce. Może nieuważnie czytałem, a może ten wycinek życia wydawał się Bestowi na tyle mało istotny, że postanowił go pominąć milczeniem.
Jak na biografię sportowca, jest w niej również zaskakująco mało sportu. Chyba, że sportem nazwiemy chlanie i uganianie się za panienkami. Wtedy możemy czerpać pełnymi garściami.
Tak wysoka ocena jedynie za wątek związany z alkoholizmem i odczucia chorego na niego człowieka pisane z pierwszej ręki.
![]() |
"Szczygieł"; autor Carel Fabritius; 1654 r. ; olej na desce; 33,5 na 22,8 cm |
"I w coraz większym stopniu skupiam uwagę na tej odmowie wycofania się. Bo nie obchodzi mnie, co mówią inni ani jak często i elokwentnie: nikt mnie nie przekona, nigdy, przenigdy, że życie to jakaś niesamowita, przynosząca satysfakcję gratka. Prawda jest taka: życie to katastrofa. Podstawowy fakt naszego istnienia – naszych prób nakarmienia się, znalezienia przyjaciół i czego tam jeszcze – to katastrofa. Zapomnijcie o tych wszystkich absurdalnych bzdurach z Naszego miasta, które są na ustach wszystkich: cudzie narodzin, radości z każdego kwiatka, „życie, jesteś zbyt cudowne, by cię uchwycić” itd. Dla mnie – i będę to powtarzał zawzięcie do dnia śmierci, dopóki nie padnę na swoją niewdzięczną nihilistyczną gębę, za słaby, by wypowiedzieć te słowa: lepiej nigdy się nie urodzić, niż urodzić się w tym szambie. Kloace szpitalnych łóżek, trumien i złamanych serc. Nie ma zwolnienia, nie ma apelacji, „nie ma zmiłuj”, by użyć ulubionego określenia Xandry, prócz wieku i straty nie ma posuwania się do przodu, prócz śmierci nie ma innego wyjścia."
Bardzo ciekawe podsumowanie serii. Nie jestem do końca przekonany, czy autor w momencie rozpoczęcia tego cyklu wiedział co dokładnie chce z nim zrobić, jednak nawet jeśli pierwsze epizody były dość luźno powiązanymi ze sobą historiami a ostatnia nagromadzeniem faktów z przeszłości i wyjaśnień, to i tak uważam, że dość zręcznie wybrnął z całej sytuacji.
Za "Pradawną stolicę" daję 8/10
Cały cykl oceniam natomiast na solidne, choć nieprzesadnie mocne 7/10
Całkiem fajne czytadełko do poduszki z dość solidnie wykreowanym światem, jego mitami, wierzeniami a nawet nowymi rasami, które autor dość zręcznie wplótł w kanon fantasy.
Z radością obwieszczam, że autor wrócił do formy. Znów było
ciekawie,
wciągającą,
straszno,
smutno,
trzymająco w napięciu,
zabawnie,
żenująco niezręcznie,
czyli tak jak w najlepszych częściach cyklu, do których ta się z pewnością zalicza, a nawet wysuwa na czoło.
Zdradziecki plan - 7.5/10