(...) Brown trzonu, na którym oparł wszystkie dotychczasowe przygody Langdona, nie zmienił. Cały czas mamy do czynienia z harvardzkim profesorkiem od ikonografii i historii sztuki, który dzięki swojej ogromnej wiedzy jako jedyny jest w stanie rozwikłać zagadkę, która pozwoli uratować świat/dzieło sztuki/zabytek/osobę (niepotrzebne skreślić) przed jakimś szaleńcem czy innym niebezpieczeństwem. Jak zwykle pomaga mu w tym jakaś urodziwa niewiasta. Jak można się było spodziewać mamy też bardzo potężną organizację, której "macki" sięgają bardzo daleko, i która może bardzo wiele. No i nie obyło się też bez szaleńca, który postanowił wprowadzić w życie swój "wspaniały" pomysł. Wszystko po staremu. Brown zaszalał jednak z tematem, inaczej mówiąc, z motywem przewodnim swojej najnowszej powieści i z poprowadzeniem akcji. Zacznę może od tego drugiego, a to co najciekawsze zostawię na sam koniec. Pamiętacie takie powiedzenie Hitchcocka: "Film powinien zaczynać się trzęsieniem ziemi, a później napięcie powinno już tylko rosnąć"? No to chyba autor wziął je sobie bardzo do serca pisząc swoja najnowszą powieść. W "Inferno" bowiem, trafiamy w sam środek akcji i od początku nic nie wiedząc, podobnie jak główny bohater, miotamy się po omacku. Z każdą kolejną stroną odnajdujemy następny klocuszek układanki, która z chwili na chwilę staje się coraz bardziej przerażająca. (...) Na całą recenzję zapraszam na mój blog - Rick's Cafe! http://playitoncemoresam.blogspot.com/2013/10/32-ksiazka-inferno-dan-brown-2013.html